Osobiście wyjątkowo lubiłem Santina. najstarszy syn Vita był człowiekiem porywczym, wręcz dzikim, szalonym. Mimo wielu negatywnych cech wzbudzał sympatię. Genialną sceną z jego udziałem była bójka z Carlem Rizzim. James Caan grający Sonnego miał na początku grać Michaela, na szczęście dla całego filmu zagrał Santina :)
James Caan był świetny, Pacino jako Michael też, a Marlon jak don Vito...
To był film.
a ja będę oryginalny- Frederico. Jakoś tak wzbudził moją sympatię. Chociaż był takim "dużym dzieckiem" i fajtłapowatym facetem, to zapamiętam trzy momenty, dzięki którym go polubiłem:
1. zamach na dona -gdy chce bronic ojca, a gubi pistolet (bezradność)
2.moment,gdy wchodzi do pokoju rannego dona i siada przy jego łóżku (miłość do ojca)
3.gdy szef kasyna skarży się na freda "rżnął wszystkie kelnerki!" - to mnie rozbroiło, czarna owca, a jednak mężczyzna :)
Dlatego nienawidzę Michaela Corleona, że kazał zabić Freda :( :/
Akurat nie uważam aby fakt zabawiania kelnerek był świadectwem jakiejkolwiek męskości. Mi osobiście Fredo zawsze kojarzył się z totalną pierdołą, mężczyzny nigdy w nim nie dostrzegłam. Ale Pacino.... to nawet nie wymaga komentarza uwielbiam go.
1. Vito - bezapelacyjnie
2. Michael - mistrzostwo świata
3. Luca Brasi - i pomyśleć, że facet był z zawodu zapaśnikiem...:)
.:Santino Corleone ("bombowa" osobowość)
.:Vito Corleone (DeNiro i Brando)
.:Peter Clemenza (bardzo sympatyczny tłuścioch ;)
no i jeszcze lubie taką postać jak Rocco Lampone...
(co do tego ostatniego to chyba przez sentyment do gry The Godfather... polubiłem go po tej akcji z koniem;)
Sonny był w porządku, ale ja uwielbiam Michaela - po prostu mój idol. Dlatego, że był przywiązany do ojca, chociaż się go nie słuchał (co jest wyraźniej przedstawione w książce). Też dlatego, bo był opanowany, poza tym potrafił na siebie wziąć odpowiedzialność za rodzinę i zachować się odpowiednio do każdej sytuacji.
ja najbardziej polubilem Don Vita bo byl najlepszym Donem oraz prawdziwa glowa rodziny
Najbardziej polubiłam Sonnego..... i Vita oczywiście. Lubie te Michaela ale to ze względu za wspaniałą grę Ala Pacino. Nie wyobrażam sobie kogo innego w roli Michaela.
Moją ulubioną postacią jest Tom Hagen, ponieważ jest wykształcony, inteligentny i wszyscy mu ufają. Nie lubie michaela bo kazał zabić własnego brata.
Większość bohaterów sie powtarza... Ale cóż: Hagen, Vito, Mike.
Hagen - consiglere, lojalny doradca... Właśnie ta lojalność względem rodziny Corleone wzbudziła we mnie szacunek do Toma.
Vito - odniosłem wrażenie, że Don miał za półgłówków całą tę hołotę. Pamiętacie, jakie miny strzelał na weselu zaraz po tym, jak "petenci" opuszczali jego gabinet? Pierwszorzędnie... No i szacunek za odmowę udziału w handlu narkotykami.
Mike - Za to, w jaki sposób siedział na fotelu, kiedy zaproponował zamordowanie Solozzo i MacCluskey'a. Prawdziwy następca Dona... No i ta akcja w szpitalu... Uratował życie ojca...
Do tego wszystkiego dorzucę jeszcze jedną postać:
Enzo the Baker - pamiętacie tą akcję w szpitalu? Kiedy Mike zauważył, że Vito został sam? Pierwsze, co mi się spodobało w Enzo, to jego akcent - element humoru w pełnej napięcia, dramatycznej scenie. A druga rzecz, która przykuła moją uwagę do tej postaci, to zapalniczka Zippo. Pojawia się ona we wszystkich amerykańskich filmach: Bruce Willis uzywa jej w "Szklanej Pułapce", Schwarzenegger w słynnej scenie z "Terminatora 2" ("Hasta la vista, baby"), Harrison Ford w "Indiana Jones" - a w "The Godfather" używa jej tylko piekarz. Enzo Piekarz. To czyni tę postać wyjątkową. Unikatową. Niepowtarzalną. :-D
Myślcie sobie co chcecie, ja nigdy nie zapomnę, jak Enzo zapalał papierosa roztrzęsionymi rękoma... :)
Strasznie szkoda, że w filmie właściwie wycięto Lucę Brasiego (nie wiem jak to odmienić). W książce ta postać jest interesująca, ciekawa, w filmie praktycznie tylko pojawia się i ginie. Tak samo szkoda jego "następcy"- Ala Neriego. I w jednym i drugim była wielka możliwość na świetny drugi plan, no nie niestety przepadło.
Nie będę oryginalna - Vito i Michael. Vito zrobił na mnie takie wrażenie w filmie - po obejżeniu "Ojca chrzestnego" po prostu ubóstwiałam Marlona Brando. A Mike... Po prostu Al Pachino - nic dodać, nic ująć. Bez niego ten film nie byłby taki sam.
Piekarz Enzo występuje też w 3ciej części. Na przyjęciu z okazji wręczenia orderu Mike dostaje w prezencie tort od Piekarza Enzo.Dopiero to wyłapałem.
Hmm.... Parę postaci by się znalazło:
- Don Vito - tutaj wstrzymam się od jakiegokolwiek komentarza...
- Michael - Gra Pacino uczyniła go jedną z najbardziej niesamowitych postaci w historii kinematografii. Najpierw, nie chciał mieć wiele wspólnego z interesami rodziny, jednak mimowolnie został w nie wciągnięty. Mimo to, chciał dobrze. Jako przywódca stał się bezwzględny, bez skrupułów zabijał i rozkazywał zabijać w drodze do nieograniczonej władzy. Dopiero później zdał sobie sprawę z tego, że zawiódł. Chcąc chronić swoją rodzinę sprowadzał na nią jeszcze poważniejsze niebezpieczeństwa, przez pewien czas był nawet, jak powiedziała Kay: ślepy. Właśnie tym końcem mnie urzekł. Tym upadkiem.
- Tom - solidny, mądry, lojalny, naprawdę jedna z najsympatyczniejszych postaci w całej trylogii.
Poza tym caporegimowie: Pete Clemenza i Al Neri. Szkoda że ich wątki (w szczególności Ala) nie zostały bardziej rozwinięte.
Tom i Michael zdecydowanie. Argumentów nie podaje bo są podobne do tych powyżej ;-) Pamiętam jak w III części pod koniec, kiedy była ta strzelanina przed operą , był taki moment że wydawało się że Mike zginął ale wtedy zgineła jego córka, potem myślałem że miał zawał w końcu umarł na Sycylii na krzesełku, jakoś ciągle kibicowałem Mike'owi, a przynajmniej nie chciałem żeby zginął z ręki jakiegoś mordercy.
Aha... uwielbiam OC ale jeden aktor mi w tym filmie nie pasował jakoś, to był Andy Garcia, jego kracja ciągle jakoś się mi kłuciła ze scenariuszem. Nie pasował mi na następce Michaela
Moment kiedy ginie córka Michalea jest po prostu majstersztykiem w wykonaniu Pacino, swoją twarzą jej wyrazem okazuje cały potworny ból jaki eksplowował w nim, ziściły sie jego najstraszniejsze sny i obawy, przyszedl czas na pokutę...
Pacino czy Michael Corleone jest postacia nr 1 dla mnie, zaraz po nim De Niro jako Vito (tu również Marlon jako stary Vito był świetny)
Co do Andy Garcia jako nastepcy Mike'a to nie zgodzę się z przedmówcą, wg mnie pokazana zostala zmiana, swiat sie zmienia, wszystko idzie naprzód dlatego i mafia musi sie zmienic, nowe zastepuje stare, młody, pręzny ambitny ma sznase na wybicie sie w tym okrytnym swiatku, a poniewaz w jego zylach plynie krew Corleone i jest wkoncu synem Sonniego to bedzie szedl do wladzy po trupach i nie zawacha sie przed niczym.
To widac juz w momencie kiedy ma wybor pomiedzy miloscia a wladza , wybiera wladze choc cierpi z powodu utraty milosci.
No niestety :( , w 3 częsci, widać jak świat poszedł naprzód i jak zmienili się ludzie, główni bohaterowie. Jedna z lepszych scen i takich bardziej sentymentalnych to wspomnienia w pewnym momencie Mike'a z młodści, on jako jeszcze student zakochany po uszy w Kay, jego pobyt na Sycylii i wspaniałe wesele, dzieci ... a wszystko to od początku zmierzało do nieuchronnej zagłady.
Chociarz od czasu kiedy w pierwszej częsci jeszcze widziliśmy Mike'a usmiechniętego i pogodnego (przed zamachem w knajpie) to dopiero można go było takiego zobaczyć w 3 czesci, np podczas walca z córką, lub śmiejącego się z samego siebie w szpitalu lub na Sycylii...
Vito. Wielka osobowość i żelazne zasady, których nigdy nie złamał. Był taki do końca swego życia.
Ulubiona to znaczy kto najlepiej zagrał czy która postać wzbudziła największa sympatię? Jesli chodzi o to pierwsze to Vito, Michael i Sonny.
Największa sympatię wzbudził jednak Luca Brasi (swoim oddaniem, choć zagrał bardzo krótko), Vito Corleone oraz Tom Hagen.
Ja osobiście bardzo polubiłam Petera Clemenze, Toma Hagena i bardzo krótko przedstawionego w filmie Johnny'ego Fontane'a .
A z postaci które były w książce to bardzo mi się podobał doktor Jules. ;)
A postać która mi najbardziej działała na nerwy to chyba w całej trylogii Godfather'a była Kay Adams.
Dla mnie najlepsze postacie to Johnny Fontane i Nino Walente. Kto czytał książke ten wie, że chłopaki lubili sobie popic. Szczególnie Nino. Tescio- nie wiem czemu ale jakoś mi przypadł do gustu- może przez xywe hehe. No i Apolonia :] gorąca sycylijka. Luca Brasi jak już ktoś wyżej zauważył bardzo ciekawa postac- mocno okrojona rola w filmie. A najlepszy aktor to był...gośc weselny nie wymieniony w czołówce ehh
Rewelacyjny Caan jako Santino "Sonny" Corleone i GENIALNY De Niro jako mlody Vito (w pelni zasluzony Oscar)
Moją ulubioną postacią od pierwszego obejrzenia ;) był jest i będzie Tom Hagen. Jakieś niesamowite ciepło biło od jego postaci.
nie będę oryginalny
don Vito - charyzma, wierność zasadom, miłośc do swych bliskich, widać to w "dwójce" gdy stawiaja banki jego dziecku, te same łzy w oczach u młodego De Niro przy owym stawianiu baniek jak i u starego Brando gdy zabito Santino
Michael - lubiłem go jak "uczniaka", godny następca dona, zdolność przewidywania, kochał rodzine jednak don Vito był tylko jeden, nie zdołał uchronić rodziny, w dwójce go znienawidziłem gdy zamykał drzwi Kay i zabił Freda, w trójce to już zgorzkniały człowiek który jest świadom swej klęski,traci córke, jest świadom swej porażki, jako katolik obawia się życia pośmiertnego, najbardziej tragiczna postać w trylogii
Santino - najstarszy syn, najbliższy ulicy, stąd ta agresja w jego zachowaniu, góre brały emocje nie rozsądek przez to zginął, król życia, żył pieknie zmarł młodo
Frederico - lubiłem tą postać, nie pasował do rodziny Corleone, chciał udowodnić że jest twardy, przez to te "panienki" i głupia zdrada swego brata, to był najbardziej wrażliwy z wszystkich Corleone, z innej bajki, kochał swą rodzinę (zastępował ojcowską miłośc Michaela młodemu Anthony'emu), byłem wściekły gdy zginął
Tom Hagen - wierny rodzinie, mimo wielu przykrości jakie go spotkały związanych z jego pochodzeniem, kochał Vito jak swego prawdziwego ojca, posyłano go i do Woltza i do Frankiego "Pięć aniołów", mi by się nie chciało lecieć z wesela własnej siostry przez cały kraj by załatwić role w filmie rozpuszczonemu typkowi, za którym nie przepadam:)
Connie - z początku głupia gąska, rozpieszczona, doceniłem tę postać w trzeciej części trylogii i końcówce drugiej gdy ujmuje sie za Frederico, godnie zastąpiła swoja matke jako mama-sycylijka, no i historia z ciastem dla swojego chrzesntego:)
Mama Corleone - typowa sycylijka, to nie była Kay Adams, która interesowała się co robi Michael, dostała dywan, nie pytała skąd, kochała swe dzieci, idealna żona i matka
Vincent Mancini - Corleone - ja go bardzo polubiłem, emocje Sonny'ego, rozwaga Michaela, miłośc do rodziny Vita, ciepło Freda, wszystko co najlepsze z mężczyzn Corleone
no i moi ulubieńcy
Peter Clemenza - cwaniak z ulicy dla którego bandyterka to jedyna droga, te pozy gangstera u młodego Clemenzy, patrzcie w jego oczy... brutalny, mniej inteligentny od Tessio ale bardziej wierny, poza tym kocham scene gdy trwa narada braci Corleone po zamachu na Vito a Clemenza uczy Michaela gotować:) no i dwie kulki w łeb:)
Al Neri - wierny i fachowy, mało mówił dużo robił:)
to jest siła tego filmu, każda z postaci jest wspaniale rozrysowana
Ulubiona? Bardzo lubię Vita (w końcu grał go Marlon...), Toma Hagena, Pete'a Clemenzę, Kay, ale i tak nikt nie przebije Santina, mojego idola. Szkoda tylko że James Caan został zaszufladkowany jako "gość, któremu wpakowano kilka magazynków na autostradzie"...
Vito, Santino, Salvatore, Freddo - cztery imiona najbardziej kojarzące mi się z Godfather. Owe postacie najbardziej zapadły mi w pamięć i do nich krzepnę z największą sympatią, jeśli chodzi o obsadę Godfathera. Najbardziej chyba odpychał mnie Micheal.....
Pozdrawiam, Krzysio....
Dla mnie...Vito. Mistrz normalnie!!! Kocham go :D
Santino także chociaż był brutalny. Ale facet z mafii więc co się dziwić.
Aha, jako że jestem kobietą to jeszcze wspomnę o Kay Adams, którą Diane
Keaton zagrałam wyśmienicie. Michael też rewelacyjny.
Pozdrawiam serdecznie :D
...Niemowlę (Michael Francis Rizzi)
Tylko ono jedno w tym filmie nie jest mordercą, damskim bokserem, oszustem, szantażystą.