Recenzja filmu

Pulp (1972)
Mike Hodges
Michael Caine
Al Lettieri

Wspomnienia ghostwritera

Nim Quentin Tarantino zabierze nas w podróż po "śmietniku popkultury" (jak to ujął Michał Walkiewicz) składającym się na jego drugi obraz, przyjrzyjmy się znaczeniu słowa zawartego w tytule
Nim Quentin Tarantino zabierze nas w podróż po "śmietniku popkultury" (jak to ujął Michał Walkiewicz) składającym się na jego drugi obraz, przyjrzyjmy się znaczeniu słowa zawartego w tytule filmu:

pulp
/'p&lp/ n. 1. Miękka, wilgotna, bezkształtna masa lub materia;
2. Czasopismo lub książka, zawierające brukowe treści, drukowane na charakterystycznym surowym, tanim papierze.
American Heritage Dictionary, New College Edition

Podobnym zabiegiem mógł posłużyć się Mike Hodges w swym drugim filmie, jako że zarówno "Pulp", jak i "Pulp Fiction" mieszczą się w obrębie świata kreowanego przez powieści brukowe, wypełnionego tanią sensacją, kliszami i schematami. Jednak młodszy o 22 lata obraz twórcy "Dopaść Cartera" nie stał się dziełem kultowym i nikt nie zna na pamięć zawartych w nim dialogów. Co nie znaczy, że "Pulp" jest filmem złym - reżyser z sympatią patrzy na film noir, bawiąc się jego konwencją, tworząc lekki i przyjemny film. Niestety daleko poza zabawę nie wychodzi.

Guy Strange, hindus Doktor O. R. Gann czy też Nigeryjczyk S. Odomy to tylko niektóre z literackich pseudonimów Thomasa Chestera Kinga, znanego bardziej jako Mickey King (Michael Caine), który wiedzie spokojne życie autora szmirowatych powieści. Przemoc, spiski, szybki seks, łatwe kobiety, tajemniczy mordercy, twardzi przestępcy oraz cyniczni bohaterowie zamieszkują jedynie strony jego książek. Do czasu. W wydawnictwie, dla którego pracuje zjawia się niejaki Ben Dinuccio (Lionel Stander) z propozycją nie do odrzucenia (czytaj: dobrze płatną, tylko głupiec by ją odrzucił). Tajemniczy "ktoś" (Mickey Rooney) chce, aby King spisał jego wspomnienia. Lecz zamiast zwykłego spotkania lub rozmowy telefonicznej, świeżo upieczony autor widmo rusza w podróż na Maltę, gdzie spotka swego zleceniodawcę. Bardzo szybko życie Kinga zaczyna przypominać historie z jego powieści, a on sam trafia w środek pewnej zagadki. W tle zaś będziemy mogli zauważyć narodziny faszyzmu.

Mike Hodges nie miał łatwego zadania - jego kinowy debiut ("Dopaść Cartera") zyskał miano filmu kultowego. "Pulp" to drugi obraz reżysera, który może zawieść większość oczekiwań. Ponownie Michael Caine w roli głównej, ponownie kryminał, ponownie Hodges na stanowisku reżysera i scenarzysty. Jednak efekt końcowy jest zgoła inny. Tym razem dostajemy komedię kryminalną, w której główny bohater da się lubić w pełni. Dostajemy to, o czym mówi tytuł - schematy i kalki, które każdy fan kryminałów zna na pamięć. Pozornie prosta robota, cyniczny bohater, zamiana hotelowych pokoi, seksowna kobieta, tajemniczy morderca, jasnowidz, sekret z przeszłości. Oczywiście, nie można zapomnieć o narracji głównego bohatera. Znamy? Znamy.

Całość wpisana jest w ramy czarnej komedii/komedii kryminalnej. Reżyser bawi się owymi schematami, dzięki czemu film jest lekki i przyjemny, a fabuła wciąga, mimo sprawdzonych chwytów. Michael Caine w roli głównej, scenariusz zabarwiony ironią, przerysowane postaci, drobne smaczki, odwołania m.in. do "Alicji w krainie czarów" Carrolla czy też "Sokoła maltańskiego" pozwalają bezboleśnie przetrwać seans.

Jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić, to zakończenie - trochę jakby urwane, pozostawiające niedosyt. Pozwoliłem reżyserowi poprowadzić się przez te wszystkie kalki, wczułem się w powolne tempo i miło spędziłem czas. Jednak w chwili, gdy miałem ochotę na więcej, reżyser strzelił mnie w pysk i puścił napisy końcowe... To też mi się spodobało - pasowało do filmu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones